sobota, 14 września 2013

Romanes Eunt Domus - cz. II

Oto druga część zapisków z moich bojów toczonych w Total War: Rome 2. Część pierwszą możecie przeczytać tutaj.

Pecunia non olet

Liga Etrusków przepadła w odmętach historii. Byli skończeni, gdy wypędziłem ich z Półwyspu Apenińskiego. Dorzynanie trwało jeszcze parę tur. Gdy zająłem Korsykę, ostatni należący do Etrusków region, niedobitki ich armii rzuciły się na moje miasta, ginąc pod murami. Nic, o czym warto by pisać. Z drobnym wyjątkiem – po raz pierwszy widziałem, jak galera wojenna rozpada się w drzazgi od jednego uderzenia taranem.

Oczywiście, to moja galera poszła na dno. Miałem sześciokrotną przewagę liczebną, ale i tak zdołałem stracić okręt.
 


Okręt Republiki Rzymskiej "Titanic"

 
 Po rozbiciu Etrusków przyszedł czas, by przyjrzeć się otaczającemu mnie światu. W momencie, gdy uzyskałem pełną kontrolę nad pierwszą prowincją, Rzym stał się „Imperium Godnym Uwagi”. Gra limituje liczbę armii, flot i agentów każdego typu, które można posiadać. Awans z „niegodnego” na „godnego uwagi” oznaczał podwojenie tych limitów. Mogę mieć teraz 6 legionów, 4 floty i po dwóch agentów. Natychmiast zrekrutowałem drugą szpieżkę i posłałem obie dziewczyny w świat, a admirał jednookrętowej floty zaczął opływać Morze Śródziemne.

Parę rzeczy szybko stało się jasnych. Po pierwsze, dziwiła mnie liczba fakcji, które co turę wykonują swoje ruchy. Policzyłem – jest ich ponad 100 (jeśli się nie pomyliłem – 109). Trochę mi to zajęło, ale w końcu skojarzyłem, że to dlatego, że w Rzymie 2 nie ma buntowników. To znaczy – są rebelianci, którzy potrafią zakłócić spokój prowincji, a nawet przejąć kontrolę nad jakąś osadą. Ale nie ma szarego morza neutralnych, buntowniczych regionów, które zawsze otaczało każdą fakcję na początku kampanii w pierwszym Rzymie czy w Medievalach. Duża część z tej setki to mikrofakcje, kontrolujące tylko po jednym regionie – ale nie są buntownikami, których można bez problemów najeżdżać. Są pełnoprawnymi neutralnymi fakcjami, z którymi można handlować, zawierać sojusze – i które same zawierają sojusze. Do tego za moment wrócimy.

Po drugie, mierzyłem swoją siłę, porównując ją do przeciwnika. A Liga Etrusków była niczym. Trzy puste osady, jedna mała flota, dwie malutkie armie. Mój liczący sześć oddziałów legion miałem za pokaźną siłę – w końcu to dopiero początek gry. Rozglądając się, widzę, że normą są już armie po dziesięć albo i piętnaście oddziałów. A zatem – rekrutuję, rekrutuję, rekrutuję.

 I szukam kolejnego celu. Kartagina robi problemy. Jakiś czas temu zerwali pakt o nieagresji, ale nie wykonali żadnych wrogich ruchów. Czuję nieuchronność historii, zbliżają się wojny punickie – zresztą spójrzmy prawdzie w oczy, Kartagińczycy siedzą na Sycylii, czyli w prowincji Magna Graecia, a to prawie tak, jakby władowali mi się z buciorami do domu.
Prawie.

Na razie jednak nie czuję się na siłach, by się z nimi mierzyć. Zwłaszcza, że oprócz armii musiałbym też wzmocnić flotę. Dlatego zaczynam handlować z Kartaginą, a po paru turach oferuję im pakt o nieagresji. Przyjmują go, co powinno dać mi spokój na kolejnych parę tur. Pakt można zerwać bez problemu – ale nie przez pierwsze 10 tur; zerwanie go tak szybko daje karę do stosunków dyplomatycznych z całym światem.

Zabezpieczywszy się przed Kartaginą, szykuję Młoty Wulkana (rekrutacja, rekrutacja, rekrutacja) do podboju Syrakuz. Kiedy już zacznie się I wojna punicka, wolę, by zgodnie z historią toczyła się na Sycylii, a nie na kontynencie.

Tymczasem na północy sytuacja wygląda ciekawie. Mam zamiar podbić Cisalpinę – górską prowincję, która zabezpieczy Półwysep Apeniński. Wszystkie drogi lądowe do Rzymu prowadzą przez Cisalpinę. Prowincja składa się z 3 regionów, każdy znajduje się w innych rękach, a dwa z nich toczą ze sobą wojnę. Idealny cel.

Od razu zabezpieczam kampanię politycznie – od północy Cisalpina graniczy z prowincją Raetia et Noricum. Ona również składa się z trzech niezależnych regionów, ale zamieszkujące ją ludy – Helwetowie, Recja i Nori – połączone są sojuszami obronnymi. Nie mam zamiaru pakować się w taką wojnę, na razie w ogóle nie planuję iść tak daleko na północ, dlatego oferuję im wszystkim pakty o nieagresji. Liczę, że gdy tylko będę miał z nimi granicę, zaczniemy handlować, a potem – kto wie? – może uda mi się zawrzeć z nimi sojusz i będę miał spokój na północnej granicy.

Ale najpierw trzeba tę granicę przesunąć na północ. Wojnę będą toczyć Kły Cerbera pod niezawodnym Sekstuszem Sentiuszem Kursorem, owocem kazirodczego związku i przywódcą mojej frakcji. Który na dodatek dostał cechę „obłąkany”. Pewnie, czemu nie. Pierwsza pada należąca do Ligurii Genua. Turę później Liguryjczycy dołączyli do Etrusków w Krainie Wiecznego Bycia Nadziewanym Na Pilum. Następnie Kły Cerbera ruszają na Medhlan – stolicę prowincji, jeszcze przed chwilą obleganą przez Liguryjczyków. W Rzymie 2 tylko stolice mają mury, dlatego Genua padła z marszu, a pod Medhlanem muszę się zatrzymać, by moja armia mogła zbić z desek parę drabin. Biorąc pod uwagę tempo mojego rozwoju technologiczno-gospodarczego, nie wiem, czy doczekam się machin oblężniczych przed narodzeniem Chrystusa.

Myślałem, by przetrzymać oblężenie, by zmusić obrońców do wyjścia poza mury. Niestety, w Rzymie 2 armiom grozi wycieńczenie – gdy zima złapie ich na wrogim terytorium (jak w Shogunie 2), ale i podczas oblężenia, niezależnie od pory roku. Zarówno oblegani, jak i oblegający, powoli tracą żołnierzy. Dlatego gdy tylko drabiny były gotowe, ruszyłem do bitwy.

To była dziwna bitwa. Właściwie została wygrana przez trzy oddziały hastati, które wspięły się na mur, a potem stoczyły długą walkę z większością garnizonu, by zdobyć kontrolę nad bramą. Świeże oddziały zostały wpuszczone do miasta w ostatniej chwili, gdy obrońcy rzucali do walki swe odwody.

Oczywiście, gdyby nie zostawili sobie odwodów, tylko od razu rzucili wszystko do obrony bramy, moi hastati by się rozpierzchli, a ja zostałbym jak idiota pod murami. Cóż. AI przeciwnika w Total War nigdy nie powalało…

Medhlan jest mój. Kły Cerbera będą potrzebowały trzech tur, by uzupełnić straty. Tymczasem w należącym do Wenetów Patavium, ostatnim regionie Cisalpinii, zebrała się licząca 19 jednostek armia. Nie mogę ich zaatakować, potrzebuję większej armii. Której nie mogę chwilowo zebrać, o czym za chwilę.

Na razie moi najbliżsi sąsiedzi z zachodu, Massalijczycy, oferują mi sojusz. Prowadzą wojnę na dwa fronty i dostają strasznego łupnia. Zamiast tego oferuję, że zostaną moim protektoratem. Zdesperowani Massalijczycy zgadzają się.

Protektoraty to podporządkowane narody – wspierają nas w walce, co turę sypią złotem do naszego skarbca, a w zamian oczekują pomocy wojskowej, gdy sami zostaną zaatakowani. Protektoratu nie można wypowiedzieć, można go tylko zerwać zbrojnym buntem.

Wszystko to jest mi znane tylko z teorii, ponieważ w tej samej turze Massalijczycy ulegają swoim przeciwnikom. Cieszyłem się moim protektoratem całe trzydzieści sekund.

W następnej turze Młoty Wulkana – wspierane z morza przez flotę, którą nazwałem Kolce Płaszczki – miażdżą Syrakuzy w największej bitwie, jaką na razie stoczyłem. Brało w niej udział kilkanaście oddziałów po każdej stronie.  Zdobywszy osadę, po raz pierwszy graniczę z kartagińskim terytorium. Gdzieś w głowie (uszyma wyobraźni?) ponownie słyszę odgłosy nadciągającej wojny. Ale jeszcze nie teraz.
Teraz…
Teraz chciałbym zakończyć podbój Cisalpinii. Ale nie mogę. Po pierwsze, w Cisalpinii wybuchł bunt. Dałem buntownikom jedną turę na zebranie sił – co prawda ich armia urosła, ale znacząco poprawiło to ład publiczny w prowincji (ponieważ niezadowoleni opuścili miasta, by dołączyć do rebeliantów) – po czym zmiażdżyłem ich w bitwie. Zwycięstwo było łatwe, bogowie mi sprzyjali – mojej armii przyświecały z nieba dwa słońca, ani chybi znak poparcia Heliosa. (A może to kwestia zmiany ustawień graficznych w trakcie bitwy i czkawki procesora.) Ot, cała historia buntu.
Pod słońcem Tatooine

Po drugie, moja gospodarka leży i kwiczy. Zatrudniłem tylu żołnierzy, że dochód spadł niemal do zera. Nie mogę inwestować, nie mogę rekrutować. Zaczynam oszczędzać, a oszczędności ładuję w rozwój miast. Liczyłem, że podboje przyniosą mi zysk. Niestety, nie łupiłem podbitych miast (bo to utrudnia ich rozwój), po czym odkryłem, że nie mogę korzystać z budynków na podbitych terenach, jeśli są odmienne kulturowo. Muszę władować pieniądze w celtyckie osady w Cisalpinii, zanim będę mógł czerpać z nich korzyści.

 Następne parę lat spędzam na równoważeniu budżetu, kontrolowaniu sytuacji u sąsiadów i dalszym poznawaniu świata. Mój dygnitarz dotarł do nadbałtyckiego ludu Rugiów. Rozmowy dyplomatyczne można prowadzić w każdym momencie, wystarczy kliknąć odpowiednią zakładkę, ale najpierw trzeba złapać z danym ludem kontakt – spotkać ich armię lub agenta na mapie, albo zbliżyć się do ich terytorium. Morski szlak handlowy, który połączył mnie z Rugiami, odsłonił przy okazji kawał wybrzeża. W jednej chwili zyskałem kontakt z kilkoma nacjami z drugiego końca Europy, co zaowocowało kolejnymi układami handlowymi.

Stłumienie buntu w Cisalpinii trochę uspokoiło sytuację – przynajmniej nie wisiała nade mną groźba natychmiastowej rebelii – mogłem więc w końcu podnieść podatki.

 Rychło w czas. W tej samej turze, w 250 roku p.n.e., potężna armia Wenetów opuściła Patavium, ruszając na północ. Nie miałem zamiaru przegapić tej okazji. Pobliskie Tarcze Minerwy przekazały Kłom Cerbera dwa oddziały hastati (generał Tarcz został sam), opłaciłem również dwa oddziały najemnej piechoty i pognałem na Patavium. Osady bronił garnizon i mała, sześciooddziałowa armia. Najcięższe walki toczyły się o skrzyżowanie dwóch ulic – ciasno, nie ma mowy o manewrach, jedna masa ludzi musi po prostu przepchnąć drugą. Gdy Wenetowie tam pękli, bitwa była wygrana. Zajęcie głównego placu było już tylko formalnością.

 Cisalpina należy do mnie. Sprawowanie kontroli nad całą prowincją pozwala mi wydawać dla niej edykty. Zarządziłem przymusową romanizację, by wyeliminować kary do ładu publicznego wywołane konfliktem kulturowym. W swojej turze Wenetowie próbowali zdobyć jakieś miasto – bałem się, że na Patavium uderzy ich potężna armia (w pierwszej turze po zajęciu osady nie będzie jej bronił garnizon, więc Wenetowie mieliby przewagę liczebną). Ale nie, poszli dalej na północ i zostali odparci przez Nori. Patavium zaatakowały tylko niedobitki armii, która go wcześniej broniła.
Mięsny jeż, mięsny jeż...

 Następna tura zaczęła się od miłej niespodzianki – dostałem od Senatu nagrodę za wypełnienie misji. Zabij, nie pamiętam jakiej – może prosili, bym zajął dwie prowincje? Ważne, że w skarbcu pojawiło się pięć tysięcy sztuk złota. Do tego opanowałem swój własny kryzys gospodarczy i mam trzy tysiące dochodu na turę. Część będzie musiała pójść w inwestycje, ale za moment będzie mnie stać na kolejną armię i ze dwie floty z prawdziwego zdarzenia.

Kartagińczycy powinni zacząć ryglować drzwi.
C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz