Pecunia
non olet
Liga Etrusków przepadła w odmętach historii. Byli
skończeni, gdy wypędziłem ich z Półwyspu Apenińskiego. Dorzynanie trwało
jeszcze parę tur. Gdy zająłem Korsykę, ostatni należący do Etrusków region,
niedobitki ich armii rzuciły się na moje miasta, ginąc pod murami. Nic, o czym
warto by pisać. Z drobnym wyjątkiem – po raz pierwszy widziałem, jak galera
wojenna rozpada się w drzazgi od jednego uderzenia taranem.
Oczywiście, to moja galera poszła na dno. Miałem
sześciokrotną przewagę liczebną, ale i tak zdołałem stracić okręt.
Okręt Republiki Rzymskiej "Titanic"
Po rozbiciu Etrusków przyszedł czas, by przyjrzeć się otaczającemu mnie światu. W momencie, gdy uzyskałem pełną kontrolę nad pierwszą prowincją, Rzym stał się „Imperium Godnym Uwagi”. Gra limituje liczbę armii, flot i agentów każdego typu, które można posiadać. Awans z „niegodnego” na „godnego uwagi” oznaczał podwojenie tych limitów. Mogę mieć teraz 6 legionów, 4 floty i po dwóch agentów. Natychmiast zrekrutowałem drugą szpieżkę i posłałem obie dziewczyny w świat, a admirał jednookrętowej floty zaczął opływać Morze Śródziemne.
Parę rzeczy szybko stało się jasnych. Po pierwsze,
dziwiła mnie liczba fakcji, które co turę wykonują swoje ruchy. Policzyłem –
jest ich ponad 100 (jeśli się nie pomyliłem – 109). Trochę mi to zajęło, ale w
końcu skojarzyłem, że to dlatego, że w Rzymie 2 nie ma buntowników. To znaczy –
są rebelianci, którzy potrafią zakłócić spokój prowincji, a nawet przejąć
kontrolę nad jakąś osadą. Ale nie ma szarego morza neutralnych, buntowniczych
regionów, które zawsze otaczało każdą fakcję na początku kampanii w pierwszym
Rzymie czy w Medievalach. Duża część z tej setki to mikrofakcje, kontrolujące
tylko po jednym regionie – ale nie są buntownikami, których można bez problemów
najeżdżać. Są pełnoprawnymi neutralnymi fakcjami, z którymi można handlować,
zawierać sojusze – i które same zawierają sojusze. Do tego za moment wrócimy.
Po drugie, mierzyłem swoją siłę, porównując ją do
przeciwnika. A Liga Etrusków była niczym. Trzy puste osady, jedna mała flota,
dwie malutkie armie. Mój liczący sześć oddziałów legion miałem za pokaźną siłę
– w końcu to dopiero początek gry. Rozglądając się, widzę, że normą są już
armie po dziesięć albo i piętnaście oddziałów. A zatem – rekrutuję, rekrutuję,
rekrutuję.
Na razie jednak nie czuję się na siłach, by się z nimi mierzyć. Zwłaszcza, że oprócz armii musiałbym też wzmocnić flotę. Dlatego zaczynam handlować z Kartaginą, a po paru turach oferuję im pakt o nieagresji. Przyjmują go, co powinno dać mi spokój na kolejnych parę tur. Pakt można zerwać bez problemu – ale nie przez pierwsze 10 tur; zerwanie go tak szybko daje karę do stosunków dyplomatycznych z całym światem.
Zabezpieczywszy się przed Kartaginą, szykuję Młoty
Wulkana (rekrutacja, rekrutacja, rekrutacja) do podboju Syrakuz. Kiedy już zacznie
się I wojna punicka, wolę, by zgodnie z historią toczyła się na Sycylii, a nie
na kontynencie.
Tymczasem na północy sytuacja wygląda ciekawie. Mam
zamiar podbić Cisalpinę – górską prowincję, która zabezpieczy Półwysep
Apeniński. Wszystkie drogi lądowe do Rzymu prowadzą przez Cisalpinę. Prowincja
składa się z 3 regionów, każdy znajduje się w innych rękach, a dwa z nich toczą
ze sobą wojnę. Idealny cel.
Od razu zabezpieczam kampanię politycznie – od
północy Cisalpina graniczy z prowincją Raetia et Noricum. Ona również składa
się z trzech niezależnych regionów, ale zamieszkujące ją ludy – Helwetowie,
Recja i Nori – połączone są sojuszami obronnymi. Nie mam zamiaru pakować się w
taką wojnę, na razie w ogóle nie planuję iść tak daleko na północ, dlatego
oferuję im wszystkim pakty o nieagresji. Liczę, że gdy tylko będę miał z nimi
granicę, zaczniemy handlować, a potem – kto wie? – może uda mi się zawrzeć z
nimi sojusz i będę miał spokój na północnej granicy.
Ale najpierw trzeba tę granicę przesunąć na północ.
Wojnę będą toczyć Kły Cerbera pod niezawodnym Sekstuszem Sentiuszem Kursorem,
owocem kazirodczego związku i przywódcą mojej frakcji. Który na dodatek dostał
cechę „obłąkany”. Pewnie, czemu nie. Pierwsza pada należąca do Ligurii Genua.
Turę później Liguryjczycy dołączyli do Etrusków w Krainie Wiecznego Bycia
Nadziewanym Na Pilum. Następnie Kły Cerbera ruszają na Medhlan – stolicę
prowincji, jeszcze przed chwilą obleganą przez Liguryjczyków. W Rzymie 2 tylko
stolice mają mury, dlatego Genua padła z marszu, a pod Medhlanem muszę się
zatrzymać, by moja armia mogła zbić z desek parę drabin. Biorąc pod uwagę tempo
mojego rozwoju technologiczno-gospodarczego, nie wiem, czy doczekam się machin
oblężniczych przed narodzeniem Chrystusa.
Myślałem, by przetrzymać oblężenie, by zmusić
obrońców do wyjścia poza mury. Niestety, w Rzymie 2 armiom grozi wycieńczenie –
gdy zima złapie ich na wrogim terytorium (jak w Shogunie 2), ale i podczas
oblężenia, niezależnie od pory roku. Zarówno oblegani, jak i oblegający, powoli
tracą żołnierzy. Dlatego gdy tylko drabiny były gotowe, ruszyłem do bitwy.
To była dziwna bitwa. Właściwie została wygrana
przez trzy oddziały hastati, które wspięły się na mur, a potem stoczyły długą
walkę z większością garnizonu, by zdobyć kontrolę nad bramą. Świeże oddziały
zostały wpuszczone do miasta w ostatniej chwili, gdy obrońcy rzucali do walki
swe odwody.
Oczywiście, gdyby nie zostawili sobie odwodów, tylko
od razu rzucili wszystko do obrony bramy, moi hastati by się rozpierzchli, a ja
zostałbym jak idiota pod murami. Cóż. AI przeciwnika w Total War nigdy nie
powalało…
Medhlan jest mój. Kły Cerbera będą potrzebowały
trzech tur, by uzupełnić straty. Tymczasem w należącym do Wenetów Patavium, ostatnim
regionie Cisalpinii, zebrała się licząca 19 jednostek armia. Nie mogę ich
zaatakować, potrzebuję większej armii. Której nie mogę chwilowo zebrać, o czym
za chwilę.
Na razie moi najbliżsi sąsiedzi z zachodu, Massalijczycy,
oferują mi sojusz. Prowadzą wojnę na dwa fronty i dostają strasznego łupnia.
Zamiast tego oferuję, że zostaną moim protektoratem. Zdesperowani Massalijczycy
zgadzają się.
Protektoraty to podporządkowane narody – wspierają
nas w walce, co turę sypią złotem do naszego skarbca, a w zamian oczekują
pomocy wojskowej, gdy sami zostaną zaatakowani. Protektoratu nie można
wypowiedzieć, można go tylko zerwać zbrojnym buntem.
Wszystko to jest mi znane tylko z teorii, ponieważ w
tej samej turze Massalijczycy ulegają swoim przeciwnikom. Cieszyłem się moim protektoratem
całe trzydzieści sekund.
W następnej turze Młoty Wulkana – wspierane z morza
przez flotę, którą nazwałem Kolce Płaszczki – miażdżą Syrakuzy w największej
bitwie, jaką na razie stoczyłem. Brało w niej udział kilkanaście oddziałów po
każdej stronie. Zdobywszy osadę, po raz
pierwszy graniczę z kartagińskim terytorium. Gdzieś w głowie (uszyma
wyobraźni?) ponownie słyszę odgłosy nadciągającej wojny. Ale jeszcze nie teraz.
Teraz…
Teraz chciałbym zakończyć podbój Cisalpinii. Ale nie
mogę. Po pierwsze, w Cisalpinii wybuchł bunt. Dałem buntownikom jedną turę na
zebranie sił – co prawda ich armia urosła, ale znacząco poprawiło to ład
publiczny w prowincji (ponieważ niezadowoleni opuścili miasta, by dołączyć do
rebeliantów) – po czym zmiażdżyłem ich w bitwie. Zwycięstwo było łatwe, bogowie
mi sprzyjali – mojej armii przyświecały z nieba dwa słońca, ani chybi znak
poparcia Heliosa. (A może to kwestia zmiany ustawień graficznych w trakcie
bitwy i czkawki procesora.) Ot, cała historia buntu.
Pod słońcem Tatooine
Po drugie, moja gospodarka leży i kwiczy.
Zatrudniłem tylu żołnierzy, że dochód spadł niemal do zera. Nie mogę
inwestować, nie mogę rekrutować. Zaczynam oszczędzać, a oszczędności ładuję w
rozwój miast. Liczyłem, że podboje przyniosą mi zysk. Niestety, nie łupiłem
podbitych miast (bo to utrudnia ich rozwój), po czym odkryłem, że nie mogę
korzystać z budynków na podbitych terenach, jeśli są odmienne kulturowo. Muszę
władować pieniądze w celtyckie osady w Cisalpinii, zanim będę mógł czerpać z
nich korzyści.
Stłumienie buntu w Cisalpinii trochę uspokoiło
sytuację – przynajmniej nie wisiała nade mną groźba natychmiastowej rebelii –
mogłem więc w końcu podnieść podatki.
Mięsny jeż, mięsny jeż...
Kartagińczycy powinni zacząć ryglować drzwi.
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz